Recenzja wyd. DVD filmu

Abby (1974)
William Girdler
Bob Wilson
Charles Kissinger

Diabeł słucha funku

"Abby" to tandeta na najwyższym poziomie i chociaż uchodzi za kopię "Egzorcysty", jest znacznie bardziej oryginalnym filmem.
"Abby" jest jednym z najbardziej niezwykłych horrorów w historii kina. Łączy to, co wcześniej zdawało się nie mieć żadnych wspólnych punktów - kino grozy z blaxploitation. Czy film, który powinien straszyć może rozpoczynać się od radosnej funkowej piosenki? Czy jego bohaterowie mogą mówić melodyjnym slangiem? Okazuje się, że tak i to z zaskakująco dobrym efektem.

Za stworzenie niemożliwego odpowiedzialny jest William Girdler, człowiek znakomicie czujący konwencje blaxploitation (nakręcił m.in. "Sheba, Baby" z Pam Grier) i horroru ("Manitou"). W siedem lat stworzył dziewięć filmów i miał wszelki predyspozycje, by stać się legendą kina klasy B na miarę Eddiego Romero. Niestety zginął w wypadku helikoptera, podczas wizyty w ojczyźnie filipińskiego reżysera. Miał zaledwie trzydzieści lat. Być może zyskałby sławę już w 1974 roku, ponieważ "Abby" okazała się ogromnym sukcesem kinowym - przy budżecie w wysokości stu tysięcy dolarów zarobiła cztery miliony w ciągu miesiąca. Pewnie zastanawiacie się, jakim cudem nie jest wymieniana jednym tchem z innymi klasykami horroru. Winę za to ponosi Warner Bros, które wytoczyło i wygrało sprawę przeciw twórcom "Abby", twierdząc, że jest to plagiat "Egzorcysty".

Dzisiaj taki wyrok nie mógłby zapaść. Studio The Asylum nie ukrywa nawet swoich "inspiracji" przy doborze tytułów pokroju "Atlantic Rim", "Transmorphers" czy "I am Omega", a współczesne kino sensacyjne powiela tak wiele schematów, że trudno jest jednoznacznie wytyczyć granicę plagiatu. "Egzorcyzmy Emily Rose" czy "Ostatni egzorcyzm" zdecydowanie bardziej przypominają horror Friedkina, ale ich twórcy nigdy nie spotkali się z krytyką, jaka spadła na "Abby". Bez wątpienia jest to wynik realiów pierwszej połowy lat 70., kiedy brutalne i odrażające wypędzanie demonów na ekranie było czymś kompletnie nowym. Faktycznie jednak Regan i Abby łączy jedynie opętanie przez afrykańskiego demona. Pierwsza jest niewinną dziewczynką, która w kluczowym momencie filmu zostaje zniewolona we własnym pokoju. Abby natomiast zostaje seksualnie wykorzystana przez chtoniczną zjawę (nie mam odwagi zacytować, ale druga zwrotka "Purpurowych godów" zespołu Kat pasuje tutaj idealnie) i wyrusza na miasto, by odnaleźć zaspokojenie dla chorobliwej żądzy. W moim odczuciu niewiele jest tutaj odniesień do "Egzorcysty", ale dla Warner Bros tyle wystarczyło, by zdjąć film Girdlera z ekranów po zaledwie trzydziestu dniach projekcji. Mało tego, na wydanie wersji DVD "Abby" trzeba było czekać ponad trzydzieści lat.

Dla pełnego oddania charakteru "Abby" należy zaznaczyć, że w najmniejszym stopniu nie dorównuje "Egzorcyście" we wzbudzaniu strachu. Chociaż zdaje się być potraktowana na poważnie przez swoich twórców, w widzu (zwłaszcza współczesnym) może wywołać jedynie uśmiech i sympatię bazującą na słabości do tandetnych produkcji o niskim budżecie. Elementy typowe dla  blaxploitation (m.in. pościg za opętaną w rytmie funk czy jej seksualne rozjuszenie wynikające z "wejścia w nią" demona o ogromnym fallusie) odejmują filmowi powagi, a elementy kina grozy zostały sprowadzone do minimum. Na ekranie nie widać właściwie żadnego zabójstwa; opętanie objawia się głównie podłożeniem gardłowego głosu pod grę Carol Speed, przeklinaniem (czerstwymi tekstami typu: "I'm gonna take ol' long George upstairs and fuck the shit outta him") i nienaturalną mimiką; a ostateczne przepędzanie diabła rozgrywa się w dyskotece... W moim odczuciu strach jest jednak kosztem wartym poniesienia, bo w zamian widz otrzymuje dziwaczną produkcję, która wbrew opinii prawników Warner Bros jest bardzo oryginalna. Po ponad czterdziestu latach "Egzorcysta" dorobił się dziesiątek podobizn, "Abby" nie da się porównać absolutnie do niczego.

Najcięższym zarzutem, jaki mogę wytoczyć pod adresem filmu Girdlera jest sprzeczność wynikająca z próby wyważenia tandety i przerażającego horroru. Najbardziej zawodzi ostatnia scena, w której przepędzany demon postanawia zniszczyć za pomocą kuli dyskotekowej klubowy bar - dopuszczalna dawka kiczu zostaje przekroczona. "Abby" nie da się bać, jest bardzo ciekawą pozycją w historii kina, tak samo, jak vaporwave jest ciekawym zjawiskiem muzycznym, ale niewiele ponadto. Polecam obejrzenie "Abby" dla poszerzenia horyzontów, dobrej rozrywki i zapoznania się z ciekawym zjawiskiem rasowej adaptacji filmów stanowiącym poboczny nurt blaxploitation (najsłynniejszym filmem tego typu jest "Blacula"). Nie oczekujcie jednak niczego więcej.
1 10
Moja ocena:
7
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones